OPOWIEŚĆ ÓSMA – SZUKAMY SZCZĘŚCIA

Od pewnej chwili doganialiśmy niespiesznie idącą postać. Szła w tym samym kierunku, co my, tyle, że Koń ma dłuższe nogi ( i to cztery!), więc był coraz bliżej. Doganiany przez nas mężczyzna obejrzał się i uśmiechnął. Zrobiło nam się miło. To fajnie, gdy ktoś wita nas uśmiechem. Tym bardziej, gdy jest to zupełnie nieznajomy.
Zrównaliśmy się z nim i Koń uprzejmie zwolnił kroku. Nieznajomy uśmiechnął się promiennie i przedstawił się:
– Jestem Tom, który szuka szczęścia. –
– A co? Zgubiłeś?- zapytał inteligentnie Koń, oglądając się do tyłu, jakby czegoś szukał. Szturchnąłem go w bok, bo już zeskoczyłem i szedłem obok niego.
– To jest Koń- powiedziałem do Toma, jakby to coś wyjaśniało. A ja jestem Rycerz.
Tom odpowiedział uśmiechem.
A w kwestii tego szczęścia- kontynuowałem – to czy szukasz czegoś konkretnego? –
– Niee… (uśmiech). A ty? Co robisz na Drodze? –
– No… przemieszczam się – odparłem z wahaniem
– Czyli nic konkretnego? –
Tak, jakże często zaniemówilibyśmy, gdyby przyszło określić konkretnie, co robimy aktualnie, pomijając drobne czynności.
– Tak sobie myślę – mówił Tom, traktując świat uśmiechem – że szczęście jest w
Drodze do niego. W szukaniu, nie w konkretnym miejscu. Nie wiem, czy
byłbym zadowolony, gdybym znalazł jakąś stałą bryłę. Zresztą to chyba
niemożliwe, skoro Droga jest celem. –
– Eee…- wtrącił inteligentnie Koń.
Gdy się tak uśmiechał robiło się cieplej, pewniej…
– A różnica między nami – tu Tom położył dłoń na głowie Konia, który się wepchnął między nas – polega na tym, że wy robicie to we dwóch, a ja sam.
– Aaaa? – (jak sądzicie, kto to?)
No cóż, okazało się, że my, tzn. ja i Koń (albo Koń i ja, jak kto woli) też Szukamy Szczęścia. Zupełnie o tym nie wiedząc.
Szliśmy tak jeszcze chwilę, filozofując na temat szczęścia, aż doszliśmy do rozstajów. Tu autor postanowił nas rozdzielić.
Z resztą zgadzam się z nim, bo też mi spieszno dalej w Drogę. Pożegnaliśmy się serdecznie. Wiedziałem, że zostaniemy sobie w pamięci.
Jechaliśmy już sporą chwilę, gdy Koń odezwał się:
– To znaczy, my też szukamy szczęścia? –
– No… –
– No dobra, ale jak go znajdziemy, to co? –
– Szczęście, Koniu, w naszym przypadku, leży nie w jego znajdywaniu,
tylko szukaniu. –
– Yyyy… –

Uśmiechnęliśmy się obaj. To było zaraźliwe.

 

OPOWIEŚĆ DZIEWIĄTA- NIC

Droga rozwijała się przed nami powoli i spokojnie. Najpierw rozglądaliśmy się ciekawie, co też lub kto też następny nas spotka. Później jakoś się zamyśliłem, Koń chyba też, bo raptem zdałem sobie sprawę z tego, że od dłuższego czasu NIC SIĘ NIE DZIEJE! Jedziemy, jedziemy… (dalej jedziemy…) i nic! Uśmiechnąłem się chytrze: “pewnie to dla spotęgowania napięcia; zaraz nas czeka taka bomba, że ho ho!” I jedziemy dalej, jakby nigdy nic. Robimy do siebie (z Koniem) porozumiewawcze miny, że wiemy o co chodzi i dlaczego tak jest, że nie z nami te numery. Że jako profesjonaliści w zdarzaniu się przygód i sytuacji potrafimy czekać. I udawać, z kamienną twarzą pokera, że wcale nas to nie rusza. Ale hm… To już trochę długo, rzekłbym, że ZA długo. Koń się zmarszczył i rozgląda się gniewnie po okolicy (a okolica nic).
A niech to! Mogłoby się wreszcie coś stać! Przecież chyba po to tu jesteśmy! Nuda zaczęła mnie irytować. Ostentacyjnie bębniłem palcami po zbroi a koń zaznaczał mocniejszym tupnięciem co drugi takt. To taka aluzja dla autora, żeby się ogarnął, żeby sprokurował jakieś coś. Cokolwiek, co mogłoby posłużyć choćby za cień przygody. A my, czyli ja i Koń (albo Koń i ja – jak kto woli) zrobimy z tego okruszka epicką przygodę!..
Nagle coś zamajaczyło z daleka. Koń przyspieszył kroku, przeszedł w trucht. Wyciągamy obaj głowy, żeby prędzej zobaczyć, co też to tam jest? Już coraz bliżej i nagle… nic!
To tylko złudzenie. Zdawało nam się. Dalej nic… (Jeszcze dalej też). Westchnąłem ciężko i pokręciłem głową. Koń zwiesił smętnie łeb i człapał powoli
– Koniu, nie martw się – pocieszałem przyjaciela.
– Nie zawsze musi się coś dziać. Poczekajmy do następnej opowieści! –

Komentarze

comments